|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mr. Dry
Status: Offline
Dni: 6314 (87%)
Postów: 877
Wiek: 46
Częstochowa
|
Wto 16 Sty 24, 14:33:38 Sezon 2023 - wspomnień czar |
|
|
Zaczynam
Pod względem kilometrów lipa. To chyba najgorszy sezon odkąd jeżdżę. Strava pokazuje mi 2113,8 km, ale 430,2 to dystans na trenażerze i odliczyć trzeba jeszcze dystans z biegania. Realnie pewnie niewiele ponad 1600 na dwóch kołach. Z innych rzeczy
- założyłem żonie napęd elektryczny, więc już nie marudzi, że pod górę
- znowu mam bagażnik i sakwy, więc jednonocne bikepackingi wyszły fachowo
- zaliczyłem pierwsze ognisko z gitarą . Niestety okazało się, że piosenki które umiem grać to nie te same piosenki, które inni znają i chcą śpiewać
Nieważne gdzie jest pies pogrzebany, jeśli masz siłę kopać znajdziesz zwłoki... |
|
Powrót do góry |
|
rafik1000
Status: Offline
Dni: 4423 (61%)
Postów: 169
Wiek: 53
Raków
|
Pon 22 Sty 24, 20:12:31 |
|
|
To teraz ja. Niewiele więcej jak Bartek 4310 ale liczone od 1 maja bo wcześniej podwójna praca i nie było jak jeździć .
Jeden raz ze średnim synem Kraków-Cz-wa
Pierwsza stówka młodego i to chyba największy sukces a poza tym przez niego trzeba się przesiadać na szosę delikatnie.
Oby ten rok był lepszy.
|
|
Powrót do góry |
|
Reklama |
|
Poisonek
Status: Offline
Dni: 7125 (99%)
Postów: 3301
Wiek: 50
|
Sob 27 Sty 24, 14:09:05 |
|
|
To był dla mnie bardzo trudny sezon. Zdarzyło się w nim wiele sytuacji, które mocno stawały na przeszkodzie temu, by był to udany rok. Pomimo tego jestem z tego sezonu bardzo dumny, bo po raz kolejny udało się pokonać przeciwności i dojechać do mety. Początek roku to zmiana sprzętowa. Po tylu latach jazdy na hardtailach przyszedł czas na full`a. Delikatnego, ale zawsze. W stajni zagościł Trek Supercaliber 9.8 GX. Rower zacny, ale teraz w perspektywie roku jazdy i kilku tysięcy przejechanych na nim kilometrów stwierdzam, że nie potrzebuję takiego roweru. Pewnie po nim znów wrócę do sztywniaka. Początek był dość udany pod względem dystansu i wydawało się, że ten rok będzie miły, łatwy i przyjemny. Dobry marzec z 1000 km przebiegu i kolejnym kamieniem milowym w postaci piątego okrążenia Ziemi dobitnie to potwierdzał. Niestety przyzwoity kwiecień zakończył się infekcją, która wlokła się za mną przez większość maja powodując, że ten miesiąc był najsłabszy od 2009 roku. Planowałem odkuć się w czerwcu i na początku wszystko szło dobrze - między innymi seteczka do Bobolic. Niestety 10 czerwca uległem wypadkowi, w którym złamałem obojczyk i zwichnąłem staw barkowo obojczykowy. Szpital, czekanie na operację, znów szpital, zabieg, blacha i wkręty... Ponad 3 tygodnie bez roweru - co i tak było najmniejszym wymiarem kary - i perspektywa bólu przez wiele kolejnych miesięcy. Myślałem, że to koniec. Że ta fajna przygoda z dziesięciotysięcznymi sezonami definitywnie się zakończyła. Jednak to chyba nie ja. Zdecydowanie zamiast urodzić się w znaku raka powinienem być osłem. O ile taki znak zodiaku by istniał Spokojne kapanie kilometrami przez lipiec i większość sierpnia zrehabilitowało mnie na tyle, że zdecydowałem się zrealizować mimo przeszkód główny cel tego sezonu: wycieczka do Szwecji i odwiedzenie miejsca, gdzie 27 września 1986 roku zginął Cliff Burton. Udało się. Pobyt przy Cliff Burton Memorial Stone to było coś mistycznego. A i powrót z Lagan do Karskrony nie należał do nudnych. Wrzesień dzięki fantastycznej pogodzie dał nadzieję na uratowanie rocznego planu. 1500 km przebiegu, w którego skład wchodził między innymi 34 Kraków przybliżało cel, który jakby z rozpędu zaczął się ziszczać również w październiku. Pieniny z Arturem. Na to miejsce i towarzystwo zawsze można liczyć. Tym razem pobyt trzydniowy i zarówno dzień pierwszy, drugi jak i trzeci dały potężny strzał energii lekko tylko zakłócony kolejnym dzwonem. Listopad znów zaowocował czterocyfrowym przebiegiem głównie dzięki kolejnej - już 35 wizycie w Krakowie - to najpóźniej zrobiony Kraków w życiu. Początek grudnia i ostatnia kłoda rzucona w tym roku pod nogi - kolejna choroba i konieczność leczenia antybiotykiem. Była obawa, że nie starczy czasu, bo i białym gównem dosypało dość mocno. Na szczęście w końcu wszystko się poukładało. Po krótkim ataku zimy wróciła jesień i tuż przed metą roku udało się dobić do 10.000 km.
Bardzo intensywny sezon: 290 dni na rowerze, 5 miesięcy z przebiegiem 1000 km i bardzo mocna ostatnia tercja roku dały ostatecznie 10112 przejechanych kilometrów. Wyprułem się z sił ale duma jest. Jeszcze jest "to coś" co pozwala robić fajne wyniki. Są ciekawe plany na 2024 - jeśli się spełnią będzie super
Dream Big, Play Hard, LIVESTRONG
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
iCGstation v1.0 Template By Ray © 2003, 2004 iOptional
Kontakt z osoba zarzadzajaca witryna: Speedy
|
|
|
|