wczytywanie...
Częstochowskie Forum Rowerowe - Strona Główna » Z życia rowerzysty...

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Ciekawe artykuły z prasy: osobistości, felietony, historia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lukas Mężczyzna



Status: Offline
Dni: 6905 (98%)
Postów: 1114
Wiek: 38

Częstochowa [Tysiąclecie]

Post Pią 24 Gru 10, 15:04:34     "A ty czemu o dziesięć lat nie prosisz?" Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

---------- 20:14 23.12.2010 ----------

Stworzyłem nowy wątek, w którym możemy dzielić się ciekawymi artykułami o tematyce rowerowej z prasy i Internetu. Niech to nie będą bajery i gadżety, bo ich miejsce jest we wątku "Rowerowe ciekawostki". Tutaj wklejajmy coś do poczytania, życiorysy itd.


Na początek artykuł z dzisiejszej Gazety Wyborczej:

Cytat:
Drugie życie Ksawerego

Od dwóch lat liczy życie od nowa. Po wypadku na rowerze miesiąc leżał w śpiączce. Krótko po tym prawie został kolarskim mistrzem świata. - To twardziel i profesjonalista. Systematycznie pracuje, na treningu młodzi przy nim klękają - chwalą go znajomi. O 66-letnim emerycie z Częstochowy

Syn Robert wylicza: - Ojciec miał pękniętą czaszkę, krwiaka, bardzo poważny obrzęk mózgu. Głowa była jak piłka, groziła trepanacja. Poza tym złamany był obojczyk, żebro i przebite płuco. Lekarze w ostatniej chwili zrezygnowali z otwierania głowy. Badania pokazały, że ojciec ma organizm dwudziestolatka. Zastosowali końskie dawki leków i chłop to przetrwał.

Ksawery Leszczyński miesiąc leżał w śpiączce farmakologicznej. Przez drugi miesiąc musiał żyć w szpitalnym rygorze, by nie doszło do powikłań. - Musieli mnie przypinać pasami, bo już nie mogłem wytrzymać - wspomina. - Kiedyś słyszę, że idą mnie wreszcie nakarmić. Pytam, gdzie mają miski, a oni wpinają mi rurki i zamiast konkretów znowu dostaję w żyły. Ale wytłumaczyłem sobie, że skoro przeżyłem wypadek to muszę jakoś przeżyć i to.

Kraksa w 2008 roku nie była pierwszą. - Ojciec ma charakter, ale też sporego pecha - ocenia Robert Leszczyński. - Dziesięć lat wcześniej upadł podczas wyścigu o mistrzostwo Polski i poważnie uszkodził kręgosłup. Leżał pół roku w gipsie. Nim go zdjęli, już rwał się na rower. A gdy go dopadł, od razu zaczął wygrywać. Zastanawiałem się nad tym i doszedłem do wniosku, że to rodzaj jakiejś choroby. On tak bardzo chce jeździć, że nic nie jest w stanie mu przeszkodzić.

Po wypadku w 2008 roku rower stał w kącie przez dwa miesiące i ani jednego dnia dłużej. Pan Ksawery dosiadł swojej kolarzówki zaraz po powrocie ze szpitala.

- Przychodzę do domu, a tu awantura, matka płacze. Pytam co z ojcem, a ona łkając mówi, że w Konopiskach. Gdzie? pytam. Pojechał do Konopisk na rowerze. Złapałem się za głowę, bo przecież ledwie co uszedł spod kosy - opowiada syn.

Pan Ksawery musiał jednak odrobić, co stracił. Harował przez całą zimę, a już wiosną 2009 roku zaczął wygrywać. Pół roku po wypadku zdobył Indywidualne Mistrzostwo Polski na czas, mistrzostwo w parach, srebro w górach. Pojechał też do St. Johann w Austrii, gdzie mastersi każdego roku walczą o medale mistrzostw świata. Był trzeci w jeździe indywidualnej na czas. Wszyscy byli w szoku. Śmiali się, że jest jak Lance Armstrong po kuracji antyrakowej. Że musiał dostać coś w żyłę, że tak mu nogi kręcą.

Cały tekst czytaj w wigilijnym wydaniu częstochowskiej „Gazety Wyborczej”

Źródło: Gazeta Wyborcza Częstochowa


http://czestochowa.gazeta.pl/czestochowa/1,35271,8862099,Drugie_zycie_Ksawerego.html

---------- 14:04 24.12.2010 ----------

Świetny materiał o miłości do żony, roweru i życia.

Cytat:
Wszystko zaczęło się od rutynowej kontroli u lekarza. Pan Mieczysław Parczyński był retuszerem fotograficznym, całe dnie pracował na siedząco. "Niech pan sobie kupi rowerek i troszeczkę rozrusza nogi. W starszym wieku może panu grozić niedowład" - usłyszał od doktora. Miał wtedy pięćdziesiąt jeden lat. Żona czym prędzej kupiła mu składaczek. Początkowo jeździłem dziesięć, dwanaście kilometrów dziennie. Dla zdrowia. Ale rozochociłem się... Potrafił na składaku pokonać trasę z Gdańska do Żarnowca i z powrotem. Zaczął kupować przewodniki i mapy. Zwiedził na rowerze każdy zakątek dawnego województwa gdańskiego. - Żona nie podzielała mojego rowerowego entuzjazmu. Mimo to kolejny rower - Jubilata, także dostałem od niej w prezencie. Nie miał przerzutek, za to koła były trochę większe - wspomina pan Mieczysław. - A potrafiłem już wtedy przejechać sto pięćdziesiąt kilometrów dziennie. Trzeci rower kupił sobie sam. To była właśnie Gazela, której jest wierny do dziś.


ciąg dalszy tutaj:

http://rowery.zbooy.pl/po70tce.html

polecam też ściągnąć materiał MP3


Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość      
Lukas Mężczyzna



Status: Offline
Dni: 6905 (98%)
Postów: 1114
Wiek: 38

Częstochowa [Tysiąclecie]

Post Pią 18 Lut 11, 0:00:49     Grzegorz Gronkiewicz Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Rozmowa z byłym Mistrzem Polski w kolarstwie szosowym, obecnie prezesem Kolejarza Częstochowa Grzegorzem Gronkiewiczem


Materiał Telewizji Orion:
http://www.tvorion.pl/index.php?action=show_news&idNews=7473

ps. to m.in. stały bywalec "Kota" - Arek coś o tym wie Smile


Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość      
Reklama
Lukas Mężczyzna



Status: Offline
Dni: 6905 (98%)
Postów: 1114
Wiek: 38

Częstochowa [Tysiąclecie]

Post Pon 21 Lut 11, 0:19:12     Cezary Zamana - wywiad Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cezary Zamana - wywiad



Cytat:
To jeden z najbardziej utytułowanych polskich kolarzy szosowych. W swojej karierze przejechał ponad 700 000 km, uczestnicząc w ponad 2000 wyścigów na całym świecie. Spotykamy się z nim w kultowym miejscu, warszawskim barze „Pod rurą” (jak zwykli go nazywać amatorzy dwóch kółek). Jego życie i kariera to wspaniały materiał na scenariusz filmowy albo książkę. Z Cezarym Zamaną rozmawiamy o karierze, życiu prywatnym i maratonach Mazovia MTB.


cały artykuł tutaj:
http://www.rower.com/archiwum.php?art=4399


Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość      
Tomas_1982 Mężczyzna



Status: Offline
Dni: 5035 (71%)
Postów: 442
Wiek: 41

Częstochowa - Błeszno Stare

Post Pią 16 Mar 12, 13:09:29     Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

"Zanim został obuwniczym potentatem, Dariusz Miłek był zawodowym kolarzem. Na rowerze spędził prawie 11 lat, startował w najważniejszych kolarskich imprezach, (...) zaczynał od handlu na łóżku polowym (...) handlował wtedy wszystkim, co udało mu się przywieźć z Austrii: kosmetykami, elektroniką i posrebrzanymi łyżkami"

http://gielda.onet.pl/miliarder-w-butach-ccc,18727,5057853,1,prasa-detal



Kontakt: 502 606 949
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora      
Adamas Mężczyzna



Status: Offline
Dni: 4372 (62%)
Postów: 38
Wiek: 55

Częstochowa-Raków

Post Czw 06 Wrz 12, 18:51:45     Warto przeczytać. Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

http://polskanarowery.sport.pl/msrowery/1,105126,12418972,Daj_dziecku_wolnosc__Rowerem_do_szkoly_i_przedszkola.html


Kocham góry , z wyboru pokochałem jurę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość      
Tomas_1982 Mężczyzna



Status: Offline
Dni: 5035 (71%)
Postów: 442
Wiek: 41

Częstochowa - Błeszno Stare

Post Pią 12 Kwi 13, 10:11:10     Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Bardzo fajny i motywujący filmik o chłopaku który stracił nogę a mimo to po rehabilitacji wrócił na rower i dalej śmiga na BMX'ie Cool

Bo jak coś kochasz, to robisz to, aż do śmierci...



Kontakt: 502 606 949
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora      
Sebiq Mężczyzna



Status: Offline
Dni: 5936 (84%)
Postów: 690

Częstochowa - Ostatni Groszek

Post Sro 18 Lis 15, 18:41:34     Wywiad z Cezarym Zamaną Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cezary Zamana: Trenuj z głową



Śmierć czterech osób podczas zawodów amatorskich w Polsce to i tak niedużo w stosunku do korzyści, jakie przynosi sport całemu społeczeństwu. Z Cezarym Zamaną rozmawia Karolina Oponowicz.

Karolina Oponowicz: Od lat jeżdżę na rowerze, ale ostatnio czuję się coraz bardziej wyobcowana w moich trampkach i dżinsach. Co rusz mijają mnie ludzie w trykotach, w butach wpinanych w pedały.

Cezary Zamana: - Tak się dzieje przede wszystkim w dużych miastach. Coraz więcej ludzi stać na profesjonalny sprzęt kolarski. Jak się ma porządny sprzęt, jest dużo przyjemniej! Kolarski strój pomaga w szybkiej jeździe. Nic nie krępuje ruchów, krążenia. Buty, które się wpina w pedały, tzw. SPD-y, są świetne. Dzięki nim wykorzystujemy pełny obrót: nie tylko pchamy pedał w dół, ale też go ciągniemy do góry. Super jest jeździć szybko. Ścigać się. Człowiek od razu lepiej się czuje.

Jeździ pan od ponad 30 lat. Nadal to pana kręci?

- Przejechałem na rowerze ok. 800 tys. km, a zamierzam dobić do miliona. Myślę, że mi się uda. Bo jeżdżę i zawodowo - jako organizator wyścigów rowerowych objeżdżam trasy i sam często startuję - i prywatnie. Kiedyś pojechaliśmy z żoną i dziećmi na Wyspy Kanaryjskie, a ja roweru nie wziąłem. Największy błąd w życiu! Było nurkowanie, plaża, hotel, ale jak patrzyłem na ludzi na rowerach, skręcało mnie z zazdrości. Po trzech dniach miałem tych wakacji dosyć.

Więc to ściganie jest o tyle niebezpieczne, że potem już nic nie cieszy.

W największych maratonach rowerowych startuje nawet po 1,5 tys. osób. W zawodach biegowych jeszcze więcej: w tym roku na Orlen Warsaw Marathon było 32 tys. uczestników! Coraz popularniejsze stają się triatlony, czyli połączenie biegania, pływania i jazdy na rowerze.

- Liczba imprez dla amatorów i uczestników rośnie z roku na rok. W Polsce, jak ktoś chce wystartować w biegu, co weekend ma kilkanaście imprez do wyboru. Ta moda będzie się rozwijała. Dla coraz większej rzeszy ludzi sport to nie tylko rekreacja, ale też współzawodnictwo. I dobrze, że takie imprezy są, bo one pozwalają na wypuszczenie w kontrolowanych warunkach tego diabełka, który w wielu siedzi.

Jakiego diabełka?

- No bo sportowcy mają w sobie... Diabła za skórą mają, który ich nakręca. I chyba lepiej, żeby on się realizował w sporcie. Np. żeby uprawiać na wysokim poziomie kolarstwo, trzeba umieć wejść na łokieć, przepchnąć się, trzeba być żądnym krwi. Podobnie mają amatorzy. W trakcie wyścigu wyrzucają z siebie emocje. Mają wtedy taką dozę adrenaliny, że potem już nie szukają przygód.

Niech będzie, że fajne te wyścigi. I pożyteczne. Ale w Polsce w 2015 roku zdarzyły się cztery przypadki śmierci podczas zawodów amatorskich: jeden na maratonie w Poznaniu, jeden na triatlonie, też w Poznaniu, kolejny podczas maratonu w Krakowie. I w Gołdapi, podczas wyścigu rowerowego.

- Tylko cztery?

To mało?!

- Tak. U nas na maratonach rowerowych Mazovii zmarły dwie osoby. Jedna w 2014 roku, a druga w 2015 roku. Obliczyłem, że jeżeli mieliśmy w sumie ok. 200 tys. "osobostartów", coś się musiało prędzej czy później wydarzyć. Nie powinno się źle mówić o zmarłych, ale te osoby sobie w pewnym stopniu na tę śmierć zapracowały.

W sierpniu tego roku, podczas maratonu w Gołdapi, zmarł 37-latek. Końcową przyczyną było przegrzanie organizmu. Tego dnia było bardzo gorąco, skróciliśmy etap. Ostrzegaliśmy, przypominaliśmy, że trzeba się nawadniać. Startowały dzieci, kobiety, dorośli. Nikomu nic złego się nie stało. A ten zawodnik jechał poza kontrolą. Przyuważyłem go już dzień wcześniej - to był wyścig etapowy. Wyróżniał się tym, że źle rower prowadził. Jak ktoś jest w czubie, czyli na przodzie, jedzie jak struna. A ten niby gonił czołówkę, a wyglądał, jakby z ostatniego sektora był. Jakoś niepewnie. W dodatku jechał, nie licząc się z innymi, przewracał się, stwarzając zagrożenie dla innych. Rozmawiałem z nim - mówiłem, żeby uważał. Nie uczestniczył w życiu peletonu. Inni zawodnicy skarżyli się, że nie dawał zmiany. Normalnie jak kolarze jadą, to się wspierają w ucieczce, na zmianę wychodzą do przodu. A on nie. I jeszcze - to się pierwszy raz zdarzyło - podczas zjazdu z góry został w tyle. Jak jedzie peleton, to słabsi zawodnicy zostają z tyłu na podjazdach, a nie na zjazdach. Musiał już być na limicie. Ewidentnie brakowało mu doświadczenia. Startował w maratonach pierwszy rok, a w ciągu kilku miesięcy osiągnął poziom czołówki. Jak zdołał w tak krótkim czasie podnieść wydolność organizmu?

Sztucznie?

- Nie wiem. Ale to dziwne, że tak szybko wszedł na wysoki poziom wytrenowania. W Gołdapi podczas wyścigu dwa razy się przewrócił i dwa razy dogonił czołówkę. Niebywałe. Musiał być bardzo ambitny. Zaczęliśmy się martwić, jak się okazało, że czołówka dojechała, a on nie. Od razu próbowaliśmy się do niego dodzwonić, ale nie miał telefonu. Gdyby miał, o co apelujemy do uczestników, mógłby zadzwonić na numer alarmowy umieszczony na numerze startowym. Udało nam się ustalić, gdzie go ostatni raz widziano, i zaczęliśmy go szukać. Całe popołudnie, wieczór i pół nocy szukała go policja na quadach i na piechotę, straż graniczna. Rano znalazły go policjantki. Był 150 m od trasy. Miał oczy otwarte, rower leżał obok. I co ciekawe, był w kasku na głowie. To znaczy, że umierając, był bez świadomości. Bo inaczej kask by zdjął.

Wina może i jego, ale za organizatorami smród się ciągnie.

- Nie, dlaczego? Nie czuję się winny. Dopełniliśmy wszystkich obowiązków. Chociaż odbiór społeczny... Pojechałem z żoną na pogrzeb tego chłopaka do Mrągowa. Kupiłem wieniec. Mnóstwo ludzi było. Rozmawiałem między innymi z jego starszym kolegą z drużyny, doświadczonym żeglarzem i kolarzem, który w Gołdapi przed wyścigiem robił wykład na temat nawadniania. Nikt nic złego nie mówił. Tylko kobiety, szczególnie starsze, rzucały na mnie wrogie spojrzenia. I szeptały. Zorganizował maraton, a powinien go odwołać - wyobrażam sobie, że takie myśli im chodziły po głowach. "Bałam się, że cię zlinczują" - powiedziała później żona.

A ta pierwsza śmierć, latem ubiegłego roku w Ełku?

- Ten człowiek miał 62 lata. Nie wiadomo, co było przyczyną śmierci. Zawał, a może tętniak? Nie było sekcji zwłok. Na trasie wyścigu zerwał mu się łańcuch, szedł z rowerem 8 km. Po drodze spotkał strażaków. Pokazali mu skrót do mety, ale on na to: "A, przejdę całą trasę". I zmarł idąc. Pomoc była bardzo szybko udzielona przez naszego pilota, który razem ze strażakiem przystąpił do reanimacji, a i karetka była już po 15 minutach. A nie było wcale upału - przeciwnie, padało. Jak się później okazało, to był pierwszy rok startów tego pana, który bazę treningową sobie robił w fitness clubie. Zimą ćwiczył głównie na spinningu, a nie w terenie. No przecież tak się nie przygotowuje do maratonu! Podobno pił też dużo kawy i red bulla. Czyli podnosił sobie niepotrzebnie ciśnienie. Jakby adrenalina tego nie robiła w wystarczającym stopniu! Ja nie mówię, że to wszystko bezpośrednio spowodowało śmierć, pewnie przyczyniło się do niej.

Smutna historia.

- Bardzo. Ale czy sportu w ogóle nie powinno być, żeby nie było wypadków? Uważam, że na liczbę osób, które startują w zawodach w Polsce, tych wypadków jest niewiele. Śmierć tych czterech osób to nie jest duży koszt w stosunku do korzyści, jakie przynosi sport całemu społeczeństwu. Ludzie umierają w wypadkach samochodowych, a jednak nie ma zakazu jazdy samochodem. Albo latania samolotami, choć te czasem spadają. A korzyść z imprez sportowych jest ogromna. Promocja zdrowego stylu życia. I oszczędność pieniędzy, dzięki temu mniej ludzi choruje na nadciśnienie. W tej chwili to choroba numer jeden w naszym kraju, dotyka co czwartą osobę. Receptą jest trening w strefie tlenowej.

W jakiej strefie?

- Tlenowej, czyli długi, o małej intensywności. Wzmacnia wytrzymałość i wyrównuje ciśnienie tętnicze. Czyli nie dwie godziny w tygodniu intensywnego fitnessu czy siłowni, ale lżejsze ćwiczenia częściej. Najlepiej na świeżym powietrzu.

I jeszcze jedno: jest mnóstwo osób, które w czasach szkolnych się nie ruszały - bo się nie chciało, bo nauki było dużo, bo ciekawsze rzeczy były. Dziś mają pieniądze i chcą się pobawić w sport, w wyścigi. A tymczasem organizm może źle znieść intensywny wysiłek. Kto za młodu nie uprawiał sportu, jest bardziej obciążony. Ktoś taki musi zdecydowanie bardziej uważać, a przede wszystkim zrobić badania!

Zastanawiam się, co myślą tacy ludzie jak ten pan w Gołdapi albo pan w Krakowie, który w maratonie startował po by-passach i zmarł na zawał. Po co ryzykują?

- Gdzieś się zagalopowują i idą w autodestrukcję. Mają taki poziom adrenaliny i skupienia na sobie, że nie liczy się nic oprócz osiągnięcia celu, oprócz zwycięstwa. Bez względu na koszty. Na początku jest fajnie, to kręci. Ale z czasem podejmuje się coraz większe ryzyko i... Nie dziwmy się, że ludzie mają takie parcie na zwycięstwo. A co nam w telewizji pokazują: my ich, oni nas, najważniejsze to wygrać! Nie pamiętam mądrego programu o sporcie. Tymczasem sport to sztuka przegrywania, a nie wygrywania. Weźmy kolarstwo szosowe - wygra jeden zawodnik na stu. A reszta? Do kosza? Trzeba umieć przegrywać. I pokonywać kolejne stopnie.

Dam pani przykład takiego myślenia. Zenon Jaskóła, którego lubię i szanuję, komentując Vuelta a Espana, mówi: "Jak Majka mógł zawalić czasówkę, która mogła mu pozwolić na zwycięstwo". Nie zgadzam się, Zenek, że Majka zawalił. On się jeszcze tego nie nauczył. Daj mu czas. Daj mu się rozjeździć. Pojechał nieźle, a za jakiś czas będzie jeździł jeszcze lepiej.

Jak się patrzy na uczestników wyścigów, które pan organizuje, można ich wziąć za zawodowców. Sprzęt i wygląd mają prawie jak kolarze na Vuelta a Espana.

- Wie pani, czym się różni amator od zawodowca? Mogą nawet tyle samo trenować. Ale zawodowiec lepiej wypoczywa. Regeneracja to jest sztuka, na którą potrzeba czasu, pieniędzy, zaplecza, wiedzy. Bo jeśli się robi 200 km na rowerze, to trzeba potem dać organizmowi odetchnąć, a nie iść do pracy. Nad zawodowcami czuwa sztab ludzi. Masażyści, fizjoterapeuci, dietetycy, lekarze, psycholodzy, którzy pomagają się szybko zregenerować. A amator zamiast na masaż czy na badania idzie do pracy, bo musi zarobić. Tak więc amatorzy nie mogą robić takich rzeczy, jakie robią zawodowcy. Na dłuższą metę.

Mieliśmy taką grupę amatorską. Byli świetnie zorganizowani, mieli sponsora. W soboty jeździli na maratony w góry, by prosto po ich ukończeniu przejechać pół Polski samochodem i w niedzielę wystartować w naszej Mazovii. Dwa maratony w jeden weekend - nokaut. Po trzech latach przestali. Organizm nie wytrzymał. Głowa nie wytrzymała. Niektórzy z tej grupy nie mogą do dziś patrzeć na rowery.

Wiele osób przedawkowuje sport. Są wariaci, którzy biegają po cztery maratony i dziesięć półmaratonów w roku. Nie powinno się promować takich pomysłów. Jakim kosztem dla organizmu jest pokonanie 42 km kilka razy w roku?! Ortopedzi za głowę się łapią na widok tego, co ludzie sobie z nogami robią przez intensywne bieganie.

U nas najdłuższy dystans, "giga", ma długość od 65 do 90 km, zawodnicy przeciętnie przejeżdżają go w 3-5 godz. Mogą w nim wystartować tylko najlepsi.

A jak pan wyklucza zawodników, którzy jadą za wolno, nie obrażają się?

- Trudno, niech się obrażają. Nie celujemy w takich uczestników. Ani takich, którym kultury osobistej brakuje. Raz zdyskwalifikowałem zawodnika, który zwyzywał nam zawodniczkę na trasie. Bo on, kurde, po zwycięstwo jechał, a ona mu przeszkadzała, bo przed nim jechała. No co jest?! Ech, miał gość za wysoki poziom testosteronu. Miałem też problem z zawodnikami starszymi. Niektórzy się zachwycają, że oni w maratonach rowerowych startują na długich dystansach. Ale czy to rozsądne, że ktoś w wieku 80 lat przejeżdża tyle? Wszyscy mu klaszczą, gratulują, ale ja nie wiem, czy to jest dobre. Na dystansie giga najstarsza kategoria wiekowa to osoby powyżej 58 lat, a na krótszych powyżej 65 lat.

A to nie jest dyskryminacja?

- Nie. Bo można startować w każdym wieku, tylko nie będzie osobnej klasyfikacji dla osób w wieku 70, 75, 80 lat. Tak samo jestem przeciwny ultramaratonom, ultrawyzwaniom, jak np. biegi po 100 km, po górach albo trwające dwie doby non stop. Taki wysiłek nie może się odbywać bez szkody dla zdrowia. Nie mam nic przeciwko takim imprezom, sam uwielbiam biegać po Tatrach, ale to nie jest sport dla każdego. Sama ambicja to za mało.

W cyklu maratonów rowerowych, które pan organizuje, startują dzieci. Czasami nawet dwulatki, trzylatki w pampersach, na rowerkach biegowych.

- Wyścig ma długość do 100 m. Fajna zabawa dla najmłodszych.

Fajna. Ale już 6-7-latki startują na dystansie 8-9 km. Jak się na nich popatrzy: mali wojownicy. Zacięte miny, wypasione rowery, w bidonach odżywki.

- Z tym mam problem. Uważam, że to się nie musi tak szybko zaczynać. Dziecko w wieku 9-10 lat nie musi mieć profesjonalnego roweru i trenera. Młodzież powyżej 13 lat - tak, tu się już może zacząć sportowa rywalizacja. Ale wcześniej? Po co? To ma być zabawa. Wprowadziliśmy krótki dystans "hobby" dla dzieci, żeby nie jeździły długich dystansów. Mimo to było parę przypadków presji ze strony rodziców, żeby nagradzać dzieci, które mają po dziewięć, dziesięć lat i jeżdżą długie dystanse, ok. 25-30 km. Ale się na to nie zgadzam. Tłumaczę, że długotrwały wysiłek jest dla dzieci szkodliwy.

Rodzice tych małych sportowców przeżywają starty?

- Oj, bardzo! Muszę ich nieraz tonować. Jadą obok dzieci na trasie, krzyczą, poganiają. Ciężko nam sprzedać te zawody jako zabawę. Chcielibyśmy pokazać dzieciom, że nie zwycięstwo jest ważne, ale sam start. Że coś się fajnego wydarzyło na trasie, może się komuś pomogło. Apeluję do rodziców: na tym sport nie polega! Chcecie dobrze, ale przedobrzacie. Dajcie dzieciom samodzielnie się wykazać. Dajcie im pojeździć, pobiegać, popływać. I przede wszystkim: postawcie na ogólną sprawność. W Polsce system szkolenia młodzieży jest zły. Bo jest pchanie w wynik. A skoro tak, wcześnie pojawia się specjalizacja. I zapomina się o ogólnym rozwoju. Trenerzy w szkółkach piłkarskich czy pływackich szkolą dzieci do określonych dyscyplin sportu. Dobry trener jest w stanie to zrównoważyć.

Jak Hubert Wagner przygotowywał siatkarzy do mistrzostw olimpijskich? Nie tylko na sali. Wywiózł ich do lasu, kazał biegać, nosić drzewa. Dzięki temu byli wszechstronnie rozwinięci. W kolarstwie był w latach 60.-70. trener Henryk Łasak. Legenda. Wymyślił dla kolarzy szosowych trening "zabawa rowerowa". Fantastyczna sprawa: zima, wsiadamy na rower i się bawimy. Ćwiczymy technikę: pod górę, z góry, robimy krótkie rundy. Człowiek opanowuje technikę jazdy, hartuje organizm, rozwija koordynację, uczy się upadania, a jeszcze obcuje z naturą. Jakbym miał ćwiczyć młodych zawodników, to tylko tak.

Zimą? Na śniegu?

- A co to za różnica? Dobre ubranie - lato czy zima - i na rower. Mamy cykl wyścigów zimowych od stycznia do marca. Startują w nich także dzieci. Żadne ani nie przemarzło, ani nie nabawiło się kontuzji. Zimą nie jest wcale niebezpiecznie. Przeciwnie, człowiek jest wtedy bardziej ostrożny. Przez sześć lat w zawodach zimowych wzięło udział prawie 10 tysięcy osób i była tylko jedna kontuzja. I to podczas rozgrzewki.

O bardziej niebezpieczne jest trenowanie długich dystansów w za młodym wieku. Zresztą sukcesy dzieci rzadko się przekładają na wyniki seniorskie. Z dobrego żaka czy młodzika może być kolarz, ale nie musi. Równie dobrze można zacząć trenować w wieku 14 lat i odnieść sukces. Tak było ze mną.

Nie miał pan ochoty popchnąć swoich dzieci w kolarstwo?

- Syn trenował kolarstwo szosowe. Startował w zawodach, szybko zaczął wygrywać. Ale miał wypadek, a po nim powiedział, że koniec. Już nie mógł się przełamać. Nie cisnąłem go. Kolarstwo szosowe może być niebezpieczne. Ryzyko nie do końca zależy od zawodnika - w peletonie jeden robi błąd, przewraca się i reszta leci na niego.

Syn przerzucił się na skoki na rowerze. I jeszcze gorzej się urządził, bo paskudnie obojczyk złamał.

Rok temu wystartował pan w triatlonie. Zatęsknił pan za adrenaliną?

- Wie pani, co było dla mnie największą zabawą? Start do pływania! Wszyscy lecą, przepychają się, woda płytka, jedni rzucają się na brzuch, inni biegną po kolana w wodzie. Całkiem jak w peletonie: dużo ludzi wokół mnie, zamieszanie. W Biegu Jadźwingów, na nartach biegowych, też najbardziej mi się podobał start, jak jeden przez drugiego narciarze się przewracali. Świetnie się w tym odnajdowałem. Kiedy potem biegnę sam i nikogo nie widzę - to już nie to.

Wygrał pan ten triatlon.

- E, to zabawa była. Wybrałem najkrótszy dystans: 0,75 km pływania, 20 km jazdy rowerem i 5 km biegu. Miałem wątpliwości, czy w naszym zimnym klimacie można trenować do triatlonu. Już wiem, że można. W dodatku te trzy połączone dyscypliny poprawiły moje samopoczucie i odbudowały ogólną sprawność, którą rower nieco wypaczył. Skoro wygrałem w swojej kategorii, naturalnym wydawało się, że powinienem się sprawdzić na dłuższym dystansie. Ale zrezygnowałem. Nie będę już więcej startować. Musiałbym dużo więcej trenować, a nie mam na to czasu. To też kwestia odpowiedzialności. Więzadła mam pozrywane, więc jak płynę kraulem, to coś trzeszczy. Połowy łękotki nie mam - biegać bez łękotki też trochę słabo, prawda? Połączenie tych trzech dyscyplin to ogromne obciążenie dla całego organizmu: kości, serca, mięśni. Nawet do tego krótkiego dystansu przygotowywałem się, mając zaplecze w Centrum Rehabilitacji Sportowej, gdzie zbadali mnie, czy sobie krzywdy nie zrobię. A mogę panią o coś na koniec zapytać? Dlaczego nie włoży pani SPD-ów?

Buty wpinane w pedały? Niee. Wolę sobie jechać: rozglądać się, nie śpieszyć. Nie chcę żadnego wyniku wykręcić.

- Trochę panią rozumiem. Ja tak samochodem jeżdżę. Spokojnie, zatrzymuję się. W ten sposób więcej przyjemności mam. Ale na rowerze muszę szybko... Lubię wsiąść na szosówkę i pośmigać. Na przykład po szosie gdańskiej w kierunku Łomianek. Przemykam między tirami i czuję się jak w peletonie.

CV
Cezary Zamana
Rocznik 1967, kolarz szosowy, m.in. zwycięzca Tour de Pologne w 2003 r., uczestnik Tour de France, jeden z pierwszych Polaków należących do zagranicznych zawodowych grup kolarskich. Od 10 lat organizator wyścigów rowerowych Mazovia MTB Marathon, od tego roku - cyklu wyścigów szosowych Kross Road Tour.
Prowadzi Akademię Rowerową Cezarego Zamany


* * *
Art. pochodzi z: http://wyborcza.pl/duzyformat/1,149194,19163768,cezary-zamana-trenuj-z-glowa.html


"Każdy, kto wykaże zdecydowaną inicjatywę,
może wyrwać się z kieratu codzienności."
Andrzej Zawada, himalaista (1928-2000)
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Gadu-Gadu    
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Częstochowskie Forum Rowerowe - Strona Główna » Z życia rowerzysty... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
iCGstation v1.0 Template By Ray © 2003, 2004 iOptional


Kontakt z osoba zarzadzajaca witryna: Speedy